Leon XIV – amerykański misjonarz na papieskim tronie

0
320

Białe dymy uniosły się nad Watykanem, a oczy świata zwróciły się na balkon bazyliki św. Piotra. Tam, ze wzruszeniem malującym się na twarzy, nowy papież Leon XIV pozdrowił tłumy wiernych. Tak rozpoczął się pontyfikat człowieka, którego droga do Tronu Piotrowego wiodła od spokojnych przedmieść Chicago, przez peruwiańskie misje, aż po watykańskie kuluary. Kim jest Leon XIV i co wyróżnia jego życiorys? Poznajmy bliżej pierwszego w historii papieża ze Stanów Zjednoczonych, który prywatnie wciąż pozostaje pokornym zakonnikiem o duszy misjonarza.

Wczesne życie i powołanieee

Leon XIV urodził się jako Robert Francis Prevost 14 września 1955 r. w Chicago, w głęboko wierzącej rodzinie o korzeniach francusko-włoskich i hiszpańskich. Dorastał na południowych przedmieściach miasta, gdzie od najmłodszych lat służył jako ministrant i angażował się w życie parafii. Młodość spędził w otoczeniu rodziny, rozwijając zarówno wiarę, jak i pasje intelektualne. Po szkole średniej wyjechał na studia do Pensylwanii – na Villanova University ukończył w 1977 r. kierunek matematyczny, równocześnie zgłębiając filozofię. Jeszcze w trakcie studiów odczuł wyraźnie powołanie kapłańskie. Zamiast podążać drogą świeckiej kariery naukowej, młody Robert wybrał życie zakonne.

W 1977 r. wstąpił do Zakonu Świętego Augustyna (augustianów). Nowicjat odbył w Saint Louis, a cztery lata później, 29 sierpnia 1981 r., złożył śluby wieczyste, stając się pełnoprawnym zakonnikiem. Teologię studiował w Catholic Theological Union w Chicago, po czym przełożeni wysłali go do Rzymu, by specjalizował się w prawie kanonicznym. Tam przyszły papież otrzymał święcenia kapłańskie – 19 czerwca 1982 r. przyjął je w Rzymie z rąk arcybiskupa Jeana Jadota. W 1987 r. obronił doktorat z prawa kanonicznego na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza z Akwinu (Angelicum). Jego praca naukowa dotyczyła struktury własnego zakonu – badał rolę przeora (przełożonego) lokalnego w Zakonie Augustianów.

Misje w Peru i służba zakonna

Niedługo po święceniach młody ks. Prevost wyruszył na swoją pierwszą misję zagraniczną. W 1985 r. trafił do Peru, by wspierać tamtejszą misję augustiańską w regionie Piura. Początkowo posługiwał w ubogich parafiach i pomagał lokalnej społeczności, szybko dając się poznać jako gorliwy misjonarz. Przez kolejne lata pełnił w Peru różnorodne funkcje: był proboszczem, wykładowcą w seminarium duchownym, a także wikariuszem sądowym (czyli sędzią w lokalnym sądzie biskupim). Doskonale opanował język hiszpański, a codzienną posługę sprawował z prostotą i radością. Współbracia wspominają, że każdy dzień rozpoczynał wspólną modlitwą i śniadaniem z kapłanami, siadając z nimi przy jednym stole jak równy z równym. Takie gesty budowały jego reputację człowieka skromnego i serdecznego w relacjach.

W sumie spędził w Peru ponad 20 lat, zyskując miłość tamtejszego ludu. Zajmował się formacją młodych zakonników, wykładał teologię moralną i patrystykę (naukę o Ojcach Kościoła), a przy tym nie stronił od pracy na peryferiach – opiekował się np. wiernymi w ubogiej dzielnicy Trujillo, gdzie Kościół był dla ludzi ostoją nadziei. Jego otwartość na drugiego człowieka pozwalała mu łagodzić napięcia w podzielonym społeczeństwie i Kościele. W Peru często ścierały się wpływy progresywnych zwolenników teologii wyzwolenia i bardzo tradycyjnych katolików – ks. Prevost potrafił dialogować z jednymi i drugimi, dzięki czemu zyskał opinię rozjemcy i człowieka dialogu. Nic dziwnego, że po latach Peruwiańczycy zaczęli uważać go za „swojego” – w 2015 r. otrzymał nawet obywatelstwo Peru.

Od prowincjała do biskupa

Nowy papież Leon XIV pozdrawia wiernych z loggii bazyliki św. Piotra tuż po ogłoszeniu wyników konklawe.

Po ponad dekadzie pracy na misjach przyszła pora na nowe wyzwania. W 1999 r. Robert Prevost powrócił do rodzinnego Chicago. Jego współbracia wybrali go wtedy prowincjałem (przełożonym regionalnym) augustianów w prowincji Matki Dobrej Rady, obejmującej m.in. rejon Chicago. Talent organizacyjny i duch przywództwa, jaki w nim dostrzegli, sprawił, że zaledwie dwa lata później, w 2001 r., podczas kapituły generalnej zakonu, o. Prevost został wybrany generałem całego Zakonu Świętego Augustyna. Przez 12 lat kierował augustianami na całym świecie, rezydując w Rzymie i dbając o jedność oraz rozwój wspólnoty zakonnej. Był to czas licznych podróży – odwiedzał wspólnoty augustiańskie na różnych kontynentach, wielokrotnie też przyjeżdżał do Polski, gdzie zakon św. Augustyna ma swoje klasztory. W Krakowie spotykał się z miejscowymi braćmi i nie krył zachwytu nad pięknem tego miasta, które określił kiedyś jako „żywy zabytek”.

Gdy w 2013 r. zakończył drugą kadencję na stanowisku generała zakonu, powrócił do USA z zamiarem spokojnej pracy duszpasterskiej i formacyjnej wśród młodych zakonników. Jednak wkrótce Kościół ponownie wezwał go do służby za oceanem. Papież Franciszek dostrzegł w nim idealnego kandydata do wzmocnienia Kościoła w Peru – 3 listopada 2014 r. mianował go administratorem apostolskim diecezji Chiclayo w północnym Peru, jednocześnie udzielając mu sakry biskupiej. Biskup Prevost oficjalnie objął diecezję Chiclayo w 2015 r. Jako ordynariusz tej rozległej diecezji kontynuował swój styl bliskości z wiernymi. Często odwiedzał parafie położone nawet w trudno dostępnych miejscach, a lokalny Kościół szybko przekonał się o jego umiejętności łączenia ludzi ponad podziałami. Co ciekawe, już wtedy zyskał wsparcie i sympatię papieża Franciszka – obaj hierarchowie znali się jeszcze z czasów, gdy kard. Jorge Bergoglio (późniejszy papież Franciszek) był arcybiskupem Buenos Aires. O. Prevost jako generał augustianów odwiedzał go w Argentynie, zacieśniając więzi, które później miały zaprocentować.

Zaufany współpracownik papieża

Posługa biskupa Prevosta przypadła na dynamiczny czas zmian w Kościele katolickim za pontyfikatu Franciszka. W 2019 r. papież wezwał go do Watykanu, powierzając mu funkcje w ważnych dykasteriach (ówczesnych kongregacjach) – najpierw ds. Duchowieństwa, a następnie ds. Biskupów. Bp Prevost łączył wówczas obowiązki diecezjalne w Chiclayo z pracą w watykańskich komisjach, wykazując ogromną pracowitość i zdolności administracyjne. Jego doświadczenie zarówno duszpasterskie, jak i zakonne okazało się bezcenne przy podejmowaniu decyzji dotyczących nominacji nowych biskupów na całym świecie.

Na początku 2023 r. papież Franciszek postawił przed nim kolejne wyzwanie: mianował go prefektem Dykasterii ds. Biskupów, czyli szefem watykańskiego urzędu odpowiedzialnego za wybór i ocenę kandydatów na biskupów. Była to funkcja tradycyjnie powierzana hierarchom cieszącym się wielkim autorytetem papieża. Razem z tą nominacją przyszła godność arcybiskupa, a wkrótce także godność kardynalska – we wrześniu 2023 r. Robert Prevost otrzymał biret kardynalski, stając się jednym z najbliższych współpracowników Ojca Świętego. Co znamienne, jako swój kościół tytularny w Rzymie kardynał Prevost otrzymał bazylikę św. Moniki – to symboliczne, bo św. Monika była matką św. Augustyna, a więc patronką jego zakonu. W lutym 2024 r. wyniesiono go do rangi kardynała-biskupa (najwyższy rangą stopień w Kolegium Kardynalskim), przydzielając mu diecezję podmiejską Albano. Wszystko to wskazywało, że w oczach papieża Franciszka jest osobą godną szczególnego zaufania.

Niespodziewany wybór na papieża

Jeszcze przed konklawe nazwisko kard. Prevosta nie pojawiało się na czołowych miejscach w medialnych „listach papabile”. Wielu obserwatorów typowało innych faworytów, tymczasem już w trakcie spotkań kardynałów przed konklawe dało się wyczuć, że Kościół potrzebuje kogoś, kto pogodzi różne frakcje i da przykład jedności. Spokojny, wyważony styl kardynała z Chicago zdobywał uznanie – jego augustiańska duchowość oparta na wspólnocie oraz doświadczenie w międzynarodowej posłudze czyniły zeń kandydata zdolnego budować mosty.

Konklawe okazało się jednym z krótszych w najnowszej historii. Już 8 maja 2025 r. świat usłyszał radosne Habemus Papam! – kardynałowie dokonali wyboru w czwartym głosowaniu, zaledwie dobę od rozpoczęcia obrad. Nowym papieżem został 69-letni Amerykanin, kard. Robert Prevost, który przyjął imię Leon XIV. Dla wielu był to wybór zaskakujący, ale też niosący świeżość: po raz pierwszy w dziejach na czele Kościoła stanął kapłan ze Stanów Zjednoczonych, a zarazem dopiero drugi z kolei papież spoza Europy (po Franciszku z Argentyny). Imię Leon wybrane przez nowego papieża od razu przywołało historyczne skojarzenia – poprzednim był Leon XIII (papież przełomu XIX i XX wieku, znany z encykliki Rerum Novarum o prawach robotników). Ojciec święty Leon XIV wyjaśnił, że pragnie nawiązać do dziedzictwa swoich poprzedników o tym imieniu, łącząc wierność nauce Kościoła z otwarciem na problemy współczesności. Jak zauważył jezuita o. James Martin, wybór imienia Leon przez kardynała z Chicago – miasta o bogatej tradycji ruchu pracowniczego – można odebrać jako ukłon w stronę społecznej wrażliwości i bliskości z ludźmi pracy.

Pierwsze chwile nowego pontyfikatu miały wyjątkowo podniosły, a zarazem serdeczny charakter. Gdy w czwartkowy wieczór Leon XIV ukazał się na loggii bazyliki św. Piotra, najpierw przez dłuższą chwilę obejmował wzrokiem morze wiernych zgromadzonych na placu. Świadkowie mówią, że w oczach papieża pojawiły się łzy wzruszenia, gdy tłum skandował „Viva il Papa!”. W krótkim przemówieniu, które wygłosił tuż przed błogosławieństwem Urbi et Orbi, nowy papież nawiązał do słów i stylu swojego poprzednika: podkreślił znaczenie pokoju i miłosierdzia we współczesnym świecie, dziękując Bogu za pontyfikat Franciszka i prosząc o modlitwę. – „Pozwólcie, że będę kontynuował to błogosławieństwo… Bóg kocha nas wszystkich, wszyscy jesteśmy w rękach Boga. Zjednoczeni idźmy naprzód, Chrystus nas prowadzi, świat potrzebuje Jego światła” – powiedział Leon XIV, czym ujął serca słuchaczy. Następnie udzielił pierwszego papieskiego błogosławieństwa miastu Rzymowi i całemu światu, rozpoczynając oficjalnie swój pontyfikat.

Nowy pontyfikat – kontynuacja i nowe akcenty

Pierwsze dni pontyfikatu Leona XIV pokazują mieszankę kontynuacji i nowych akcentów w Watykanie. Już w swoim pierwszym wystąpieniu papież wyraźnie opowiedział się za dalszym rozwijaniem idei Kościoła synodalnego, którą promował Franciszek – czyli Kościoła bardziej słuchającego, otwartego na dialog wewnętrzny i zewnętrzny. Jednocześnie jednak styl zewnętrzny nowego papieża różnił się nieco od bezpośredniego stylu jego poprzednika: Leon XIV pojawił się przed wiernymi odziany w tradycyjny czerwony mucet (pelerynkę), której Franciszek nie używał, a przemówienie odczytał z kartki, unikając improwizowanych wtrąceń. Włoskie media odnotowały te symbole i komentowały, że nowy papież prezentuje się bardziej klasycznie, ale zarazem treść jego przesłania była bardzo pokorna i skupiona na Bogu, bez akcentowania siebie. Jeden z komentatorów określił nawet pierwsze przemówienie Leona XIV jako „najbardziej nienarcystyczne w historii” – papież mówił wyłącznie o Chrystusie, Kościele i potrzebach ludzi, niemal wcale o sobie samym.

W duchu tej skromności Leon XIV podjął też nietypową decyzję dotyczącą zamieszkania. Zamiast od razu przenieść się do papieskiego apartamentu w Pałacu Apostolskim (tradycyjnej rezydencji papieży), postanowił na razie pozostać w swoim dotychczasowym mieszkaniu przy Palazzo del Sant’Uffizio, gdzie mieszkał jako prefekt dykasterii. Watykan ogłosił, że papieskie apartamenty wymagają drobnego remontu, a Ojciec Święty woli przeczekać ten czas w skromniejszych warunkach, zanim zdecyduje o stałym miejscu zamieszkania. Przypomina to gest Franciszka, który na początku pontyfikatu również nie zamieszkał od razu w pałacu, wybierając Dom św. Marty. Nowy papież daje tym samym sygnał, że pozostaje wierny prostocie, choć nie stroni od godnego sprawowania liturgii czy używania klasycznych papieskich insygniów, jeśli służą one podkreśleniu szacunku dla urzędu.

Charakterystycznym obrazkiem z pierwszych godzin pontyfikatu Leona XIV było jego spotkanie z Kolegium Kardynalskim zaraz po wyborze. Zamiast skupić się na sobie, papież podszedł do każdego kardynała, by osobiście go pozdrowić, a wieczorem zasiadł z nimi do wspólnej kolacji. Ten gest pokazał, że nowy Ojciec Święty chce być dla swoich najbliższych współpracowników przede wszystkim bratem w wierze, kontynuując tradycję kolegialności.

Ciekawostki z życia prywatnego i duchowego

Nowy papież imponuje bogatym życiorysem, ale kryje on również wiele ciekawostek i osobistych akcentów, które z pewnością zainteresują wiernych:

  • Augustianin na Stolicy Piotrowej: Leon XIV jest pierwszym papieżem wywodzącym się z Zakonu Świętego Augustyna. Augustianie to zakon założony w XIII w., czerpiący z duchowości św. Augustyna – doktora Kościoła, który uczył łączenia miłości do Boga z umiłowaniem mądrości. Wybór augustianina na papieża to wydarzenie bez precedensu, przyjęte z radością przez jego współbraci na całym świecie. Nowy papież w swojej duchowości kładzie nacisk na wartość wspólnoty, co zapewne jest wpływem zakonnego charyzmatu życia we wspólnocie braterskiej.
  • Nauka i sport: Zanim został księdzem, młody Prevost był umysłem ścisłym – do dziś pozostała w nim pasja do matematyki i logiki. Włoski dziennikarze nazwali go żartobliwie „augustianinem, który kocha tenis i matematykę”. Rzeczywiście, papież Leon XIV prywatnie lubi aktywność fizyczną i sportową rywalizację w duchu fair play. Tenis ziemny to jego ulubiona dyscyplina – grywał w niego dla relaksu już w czasach studiów. Z kolei wykształcenie matematyczne pomaga mu w analitycznym myśleniu i zamiłowaniu do porządku, co bywa przydatne w zarządzaniu sprawami Kościoła.
  • Poliglotyczny papież dwóch Ameryk: Leon XIV płynnie mówi po angielsku i hiszpańsku, dobrze zna też włoski (język codzienny w Watykanie). Wiele lat spędzonych w Ameryce Południowej sprawiło, że czuje się tak samo swobodnie w kulturze latynoskiej, jak i północnoamerykańskiej. Dzięki podwójnemu doświadczeniu bywa nazywany „papieżem dwóch światów” – Północy i Południa. Jego fenomen polega na tym, że będąc pierwszym papieżem z USA, jest zarazem głęboko zakorzeniony w realiach globalnego Południa. Ma obywatelstwo dwóch krajów (amerykańskie i peruwiańskie) i często podkreśla, jak wiele nauczył się od ubogich, serdecznych ludzi z peruwiańskich parafii.
  • Bliskość z Polską: Choć Leon XIV nie ma bezpośrednich polskich korzeni, wiąże go nić sympatii z naszym krajem. Jako generał augustianów wielokrotnie odwiedzał Polskę – przede wszystkim Kraków, gdzie mieści się jeden z klasztorów jego zakonu. W Krakowie zachwycił się historią i duchowością tego miasta, a zwłaszcza kultem Bożego Miłosierdzia. Podczas jednej z wizyt miał okazję spotkać się z papieżem Janem Pawłem II w Watykanie – dla zakonnika z Chicago było to ogromne przeżycie, które do dziś wspomina. Niewykluczone, że jako papież Leon XIV odwiedzi kiedyś Polskę ponownie, tym razem już oficjalnie. Polscy augustianie cieszą się, że „ich” zakonnik został głową Kościoła, i wspominają go jako człowieka otwartego i życzliwego.
  • Herb i motto: Każdy papież wybiera swoje zawołanie i herb. Leon XIV przyjął motto „In illo uno unum”, co po łacinie oznacza: „W Tym, który jest Jeden, wszyscy [stajemy się] jednością”. Ta sentencja nawiązuje do nauczania św. Augustyna i modlitwy Chrystusa o jedność wierzących. Wyraża pragnienie jedności w Kościele i świecie, które przyświecało jego dotychczasowej posłudze. W prywatnej kaplicy papieża szczególne miejsce zajmuje figura Matki Bożej Dobrej Rady – patronki augustiańskiej prowincji, z której się wywodzi – co pokazuje, że nowy papież ufa Maryi i prosi Ją o radę w swoich decyzjach.

Barwna droga życiowa papieża Leona XIV – od amerykańskiego przedmieścia, przez peruwiańskie misje, po watykańskie salony – sprawia, że patrzymy na niego jak na człowieka łączącego różne światy. Jest intelektualistą i duszpasterzem, tradycjonalistą w miłości do Kościoła i zarazem człowiekiem otwartym na dialog. Jego pontyfikat dopiero się zaczyna, ale już teraz rozbudza nadzieje milionów wiernych. Czy misjonarz z Chicago okaże się papieżem, który poprowadzi Kościół ku nowym źródłom jedności i odnowy? Czas pokaże. Jedno jest pewne – Leon XIV swoją autentycznością, bogatym doświadczeniem i serdecznym stylem bycia już zdobył serca wielu ludzi na całym świecie, zachęcając nas, by z wiarą i optymizmem patrzeć w przyszłość Kościoła.