W cieniu współczesnych niepokojów, pośród krzyku światów konkurujących o nasze serce, wchodzi cicho i bez rozgłosu On — Pasterz. Nie taki, jakiego moglibyśmy sobie wyobrazić. Nie silny polityk, nie wyrazisty lider, nie postać z billboardu. Ale Ten, który zna imię każdej owcy, i nie tylko zna — ale nosi w sercu jej historię, lęk, zranienia i nadzieje. W Nim, cała rzeczywistość nabiera innej gęstości. Dobry Pasterz nie przychodzi, by rządzić, ale by kochać. A miłość, jak dobrze wiemy, kosztuje.
W czasach, gdy lękamy się o przyszłość Kościoła, o miejsce wiary w świecie zatomizowanym i przyspieszonym, Dobry Pasterz przypomina, że przyszłość nie rodzi się z siły instytucji, lecz z siły serca, które zna i pozwala się znać. Nie przez przypadek mówi: znam owce moje, a moje Mnie znają. To jest poznanie w biblijnym sensie — głębokie, intymne, osobiste. To nie jest zarządzanie stadem. To komunia życia.
Być pasterzem — to nie zawód, to egzystencja. To sposób bycia dla. To gotowość, by zejść w dolinę cienia śmierci, nie z ciekawości, ale dlatego, że tam zeszła jedna z owiec. I dlatego, że serce Pasterza nie zazna pokoju, dopóki nie odnajdzie tej jednej zagubionej.
Niepokój współczesnego człowieka, tak często maskowany ironią lub pracoholizmem, jest głęboko pasterski. Szukamy głosu, który nie będzie manipulował. Rąk, które nie będą wykorzystywać. Oczu, które dostrzegą bez oceniania. Wzdychamy za kimś, kto nie zatrzyma się na naszym wyglądzie, poglądach, słabościach — ale zobaczy coś więcej. I w tej tęsknocie, może nawet nieuświadomionej, wołamy: Panie, jeśli jesteś, przyjdź i prowadź.
Niedziela Dobrego Pasterza nie jest sentymentalną pocztówką. To dzień, w którym Kościół stawia w centrum tajemnicę powołania — nie tylko do kapłaństwa czy życia konsekrowanego, ale powołania do stylu życia pasterskiego. Czyli życia, które nie jest skoncentrowane na sobie. Czyli życia, które ma czas. Które się zatrzymuje. Które czuwa.
Być może dziś potrzeba nam bardziej niż kiedykolwiek duchowych pasterzy: ojców, matki, przyjaciół, duszpasterzy, przewodników — ludzi, którzy nie będą chcieli nami rządzić, ale nas kochać. Nie tych, którzy mają gotowe odpowiedzi, ale tych, którzy nie uciekną, gdy pojawią się pytania.
I być może dziś, bardziej niż kiedykolwiek, jesteśmy wezwani, by pozwolić się poprowadzić. Co wymaga pokory. Bo człowiek współczesny — oświecony, wyedukowany, samowystarczalny — niechętnie przyznaje się do potrzeby przewodnika. Ale serce, nawet jeśli umysł się broni, wie, że bez Pasterza — gubimy się.
Dobry Pasterz zna doliny, zna strome zbocza, zna miejsca odpoczynku. On nie prowadzi w nieznane — On prowadzi ku pełni. Ale nie omija krzyża. Bo owce, by żyć, muszą przejść przez rany. I On je zna. Bo nosi je na sobie.
A my? Czy pozwolimy, by nas niósł? Czy zaryzykujemy zawierzenie? Czy pozwolimy, by nasze imię zabrzmiało w Jego ustach — nie jak w bazie danych, ale jak szept kochającego serca?
Niedziela Dobrego Pasterza jest cicha. Ale jeśli się zatrzymasz i wsłuchasz, może usłyszysz swoje imię — tak, jak jeszcze nigdy dotąd.